środa, 8 grudnia 2010

Misza horoszyi ili durak? - czyli jedna babuszka drugiej babuszce o prezydencie rzecze..

O prezydencie jak to o prezydencie, zdania są podzielone. Jedni go kochają, inni nienawidzą. Przekonaliśmy się o tym rozmawiając z dwoma babuszkami z różnych stron Gruzji, a było to tak...

W naszym dwupoziomowym mieszkaniu, kuchnia jest na poziomie -1, co oznacza, że widok z okien jest na ziemie pod nim i nogi przechodniów. Do tego wszystkiego przestronne wnętrze, które sprzyja spędzaniu tam czasu, zamiłowanie mieszkańców do gotowania, sprawia, ze dużo czasu tam spędzamy. Któregoś pięknego wieczora, gdy wspólnie gotowaliśmy przed otwarte okno usłyszeliśmy cichutkie "gamardżobat", mówione na powitanie> i zobaczyliśmy za oknem Babuszkę, która od tego momentu przychodziła czasem pod nasze okno pogaworzyć z nami. I choć nasz gruziński, nie ma się co oszukiwać, jest na poziomie przed-początkującym;), to jakoś nam się nam udało porozumiewać, kalecząc gruziński i rosyjski. Jak to zwykle bywa, jak już omówiliśmy sprawy podstawowe czyli: skąd jesteśmy, co tu robimy i czy podoba nam się Gruzja..przeszliśmy do tematu polityki...Babuszka liczyła sobie dobre 70 wiosen <na oko mierząc>, ale to nie przeszkadzało jej mieć dwóch etatów, bo bieda, a za coś przecież żyć trzeba. Skarżyła się na prezydenta, że „on durak”, że tylko bogatych wspiera, że pieniądze daje na budowanie kurortów, ale ludzi w potrzebie zostawia.
I tak każdego dnia za dnia pracowała w piekarni, a późnymi wieczorami ze „sprzątania” wracała..

Ale czy Misza durak? to trudno jednoznacznie orzec, bo na swojej drodze drugą Babuszkę spotkaliśmy i jej historia jest zupełnie inna..A było to tak...

Pewnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę do regionu Kaheti, który słynie z wspaniałych winorośli i wybornego wina..zawitaliśmy do miasta Signari, w którym, że się tak wyrażę „pachnie nowością”...bo wszystko tu odrestaurowane: domy (no może poza centrum tylko fasady, ale zawsze coś>, drogi, wybór restauracji powala, a każda ma oryginalny wystrój, nowiutkie meble i świeżo umalowane ściany <co czuć w powietrzu>. A praca dalej wre, nawet po zmroku. 

 

Bardzo tu europejsko, można powiedzieć..a ze względu, że jest tu nawet całodobowy urząd stanu cywilnego można nawet stwierdzić, że nawet trochę po amerykańsku ;) Ale bez obaw czuć w tym mieście gruzińską duszę, pachnące winorośle, domowe wino w plastikowych butelkach i ulice pełne babuszek sprzedających dziergane skarpety, wełnanie czapy i czurczhelę (wyglądająca jak świeca półsłodka przekąska zrobiona z orzechów zanurzonych w masie przygotowanej z soku winogronowego).

 

Na jednej z takich ulic zagadaliśmy do pewnej Babuszki czy przypadkiem nie miała by dla nas pokoju na jedną noc...wstała - zgięta w pół, połamana reumatyzmem, ale wciąż krzepka i pełna energii zniknęła za drzwiami i wróciła po chwili. Załatwione: możemy zostać na noc! Wnuczki zabrały swoje rzeczy z pokoju i już był tylko nasz. 


Dom był duży i zniszczony <choć oczywiście fasada była odnowiona>, w części domu był remont, wszędzie walały się narzędzia. Pokój gdzie mieszkała i pracowała Babuszka był niewielki i składał się z dwóch części – sypialnej i „pracowni”. W pracowni był piecyk, taka nasza „koza”, maleńkie krzesełko, cała kolekcja wełnianych skarpet i czapek zrobionych przez Babuszkę i telewizor „od Miszy”. Po krótkiej rozmowie o jej ulubionych programach, przeszliśmy na bardziej poważne tematy. Opowiedziała nam troszkę o swojej rodzinie, że córka jej zmarła w młodym wieku, a syn połowę swojego życia w Moskwie przesiedział i teraz niedawno co wrócił, że dobry przyjaciel syna remont w całym domu robił pod nieobecność syna i że ona kiedyś w Rosji też była i z synem mieszkała, ale wcale jej się tam nie podobało, bo nie miała nic do roboty, a tu w Gruzji jest jej dom, jest szczęśliwa i może pracować <po czym wskazała na kolekcje skarpet i czapek>.
Po tym o prezydencie, zaczęła opowiadać, bo poznała go osobiście. Misza to dobry człowiek, mówiła nam, przyjechał tutaj, do jej domu, dał jej wodę <przedtem nie było wody bieżącej i kanalizacji>, dał jej telewizor i internet i co najważniejsze dla niej dał jej okulary i teraz spokojnie może wieczorami pracować.

Misza haroszyj – pieniądze dał mieszkańcom, żeby domy swoje wyremontowali, dużo zainwestował w to miasto i teraz nikt złego słowa o Miszy tu nie powie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz