wtorek, 16 listopada 2010

 

Spulchnię ziemię na zboczu i pestkę winogron w niej złożę,
A gdy winnym owocem gronowa obrodzi mi wić,
Zawołam wiernych przyjaciół
i serce przed nimi otworzę..
Bo doprawdy - czyż warto inaczej na ziemi tej żyć?

Bułat Okudżawa
"Pieśń gruzińska"

Bordżomi welcome to..

Ostatni weekend spędziliśmy w górach...w końcu;) Wyjazd ten spełniał dwa warunki udanego wyjazdu, czyli były piękne widoki i zakwasy :D
BORDŻOMI jest słynnym ośrodkiem wypoczynkowym i uzdrowiskiem, słynie z paskudnie cuchnących (czytaj zdrowych) wód mineralnych.
Za czasów sowieckich wszysycy zjeżdzali specjalnie tu (włącznie z rodziną carską) żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i skorzystać z chlorkowo-wodorowo-węglanowo-sodowo-wapniowych wód mineralnych.
A te góry, te dziewicze lasy, te widoki, te promenie słońca a la "Bóg istnieje"...


Co Gruzini lubią najbadziej czyli mały, gruziński raj..

Czego każdy Gruzin potrzebuje do szczęścia? Wina, jadła, śpiewu, tańca, no i ludzi, z którym i można by się tym wszystkim podzielić..powiem Wam jedno..ja w to wchodzę! :)



Kto pracuje, ten ma co pić:P





















Każdy „prawdziwy Gruzin” ma swoją winorośl i swoje domowe, wyśmienite wino, a gdy jest wino to już jest jakaś okazja do spotkania się..a to jest bardzo dobry wstęp do supry..czyli zdarzenia, które niesie ze sobą radość ze spotkania, ale i cierpienie z przejedzenia i tęgiego kaca na drugi dzień:) Bo supra to nic innego jak uczta przypominająca, pod względem ilości jedzenia i picia polskie wesele..tyle że organizuje się ją od tak z błahego powodu, żeby się spotkać, pogadać, pośpiewać, ale skosztować nowego wina, gdy jest już gotowe..

A teraz zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie stół uginający się od jedzenia, niekończące się ilości wina i ludzi skorych do głośnych dysput, śpiewu i do wykonywania prostych ćwiczeń fizycznych w przerwach między wyżej wymienionymi czynnościami..to jest właśnie supra :)


Jest supra, jest impreza! Jest impreza, jest tamada! :D Na każdej suprze jest zwyczaj tak, że biesiadnicy wybierają tamadę, nazwijmy go „wodzirejem od picia”. Tamada podczas uczty wygłasza toasty i tym samym daje sygnał kiedy można pić . Ale kiedy czytacie o tych toastach, to zapomnijcie o naszym polskim „sto lat” albo „zdrowie pięknych pań”..gruzińskie toasty są długie , wzruszające i wygłaszane w odpowiedniej kolejności..W pierwszym toaście tamada mówi o okazji, która zgromadziła wszystkich przy tym stole. Potem wznosi się kielich m.in. za rodziców, przyjaciół, ojczyznę, przodków, miłość i tak dalej...im dłuższa uczta tym więcej tematów do toastu zostaje poruszonych..

Ci, którym się wydaje, że więcej tu gadania niż picia mają rację, ale tym, którzy myślą, że upić się tu trudno są w błędzie..po pierwsze bowiem kieliszki tu nie istnieją, są zaś szklanki, czarki, kielichy, oprawione rogi , po drugie zaś powinno się po toaście wypić wino do dna!


Co ważne jeszcze przy toastach są pewne ćwiczenia z nimi związane, bowiem większość z nich pije się na stojąco , a gdy wino odpowiednio długo krąży w żyłach śpiewy się zaczynają..a piosenki raczej nostalgiczne, spokojne, w duchu wspomnienowo-patriotycznym, czasem i o miłości

Oj, jak to wino w głowie szumi!

Gaumadrżos!

Pij do dna!

Także tego..;)

No to czas rozpocząć tą przygodę :D Na gruzińskiej ziemi już 25 dni..(wspaniała rocznica:P) Postaramy się tu wrzucać co ciekawsze informacje o nas i naszej nowej "małej ojczyźnie" Gruzji..pewnie troszkę zdjęć się też znajdzie, cobyście wiedzieli, że nic a nic się nie zmieniamy, że nie schudliśmy za bardzo bo jedzenie pyszne tu jest! :D

Wpisy umieszczać w miarę reguralnie obiecuję i ślubuję uroczyście miłość, wierność..
A tak do rzeczy to powiem krótko właśnie odbywamy niezapomnianą, jedyną w swoim rodzaju podróż w czasie..nie będą nam teraz rodzice wmawiali, że nie wiemy jak to było "za komuny"..i choć tu już po-sowiecko, to jeszcze daleka droga przed nimi..Tutaj czasu potrzeba i ogromnych inwestycji żeby wszytko było "po nowemu", "po europejskiemu"..Tutaj drogi się dopiero budują, tutaj ludzie przy bloku kury chodują, tutaj krowy pasą się na ulicach stolicy..Ale tutaj także są wspaniali ludzie, przepiękne widoki, dzika i nietknięta przez człowieka natura i te góry! Ach! :)

No i to jest też kraj babuszek, wszechobecnych babuszek, marszrutkowych babuszek, słonecznikowych babuszek, babuszek bazarowych i babuszek sklepowych, babuszek warzywnych i nabiałowych, babuszek wódkowych i świeczkowych, babuszek chlebowych i tych które nawet w głowie się nie mieszczą...





O mieście jeszcze naszym pare słów chciałabym napisać...

RUSTAVI naszą Nową Hutę przypomnina (dlatego nie wiem czy Tomasza do domu uda mi się z powrotem zaciągnąć;)) i historia podobna, najpierw w powojennych czasach kombinat postawiono, a potem mieszkania budować zaczęto, i kominy do złudzenia nasze krakowskie przypomniają, i kamienice podobne, i ulice szerokie, i park zielony..jedyna jest tylko różnica tutaj tynk na ścianach ten sam od lat, szyby powybijane zmienniczek nie doczekały, domów porzuconych jest wiele, kury siedzą na grzędach z chłopakami pod trzepakiem, a dookoła jakoś tak smutno i szaro..

Ale nie obawiajcie się Moi Drodzy, bo po dłuższych, bliższych i bardziej szczegółowych oględzinach (co najmniej 25 dni;)) i wzgórza piaszczyste okalające miasto dostrzegasz, staw skrzeczący milionem żab i nawet te krowy pasące się w parku przyjazne się zdają i widać, że krzywdy człowiekowi nie zrobią;)
I po dniach kilku, no może kilkunastu (nie więcej niż 25;)), gdy już się przeżyje swoją pierwszą noc i dzień pierwszy bez elektryczności, i pierwszą dobę bez wody, gdy już zakupisz świece i napełnisz baniaki wodą zaczynasz czuć się jak u siebie i gdyby nie ta przenikliwa ciemność, gdy brak prądu, może bym nawet nie zauważała tych awarii..;)

Tyle na dziś, koniec i kropka..bo przecież nie można tak od razu, tak wszystko na raz, żeby tak od razu karty na stół...trzeba zostawić coś na później, na lepsze czasy, na cieplejsze dni, na deser i do następnego razu! O!